Pollocka obrazy wykapane

Seweryn Lipiński


Abstrakcja jest trudna. Ta dobra. Jest mnóstwo obrazów nieprzedstawiających, ale bardzo mało wśród nich takich, które są prawdziwą sztuką. Większość jest zwyczajnie kiepska. A to dlatego, że nad abstrakcją, szczególnie tą całkiem od rzeczywistości oderwaną, trzeba przede wszystkim myśleć. O wiele więcej niż nad malarstwem figuratywnym.

Bo malując drzewo, widzę je, osadzam na płótnie, nakładam filtr swojego widzenia, ale w swojej podstawie to nadal jest drzewo. Albo pies, trąbka, ulica, jezioro, kwiat. Są takie abstrakcje, w których znajdujemy fundament rzeczywistości, punkt wyjścia do obrazu. Czasem jest tak, że obraz przestaje być przedstawiający nie dlatego, że brak mu tego fundamentu, ale stąd, że wskutek siły wizji artysty farba przysłania przedstawioną rzeczywistość. Takie bywały choćby obrazy Kandinsky’ego, u którego niemal zawsze udaje się odnaleźć fragmenty otaczającego nas świata.

A Jackson Pollock?



Lawendowa mgła


Dripping, tak określa się stworzoną przez niego technikę. Nie ma w niej miejsca dla klasycznego warsztatu malarza, cyzelowania detalu, laserunków, werniksów… Jest za to miejsce na gest, emocje i wszystko inne, czego trzeba sztuce. Ogromne przestrzenie metrów kwadratowych jego obrazów, nieograniczonych planem czy formatem. Pollock lubił pracować na płótnie leżącym na podłodze, obchodzić je naokoło, czy wręcz deptać po nim. Farbę nakładał każdym sposobem, który odpowiadał jego zamierzeniom, pędzlem, ale i bezpośrednio z puszki, za pomocą patyków, szpachli czy rękawa cukierniczego. Malował chlapiąc, kapiąc, polewając, pryskając… Technice Pollocka siłą rzeczy musiał więc pomagać przypadek, ale był to przypadek kierunkowany umysłem i ręką artysty, zamierzony w swym miejscu, kolorze, intencjonalnym ruchu nadgarstka. To artysta decydował kiedy obraz jest już skończony, ile warstw nałożyć. Na końcu Pollock decydował o jego granicach i wielkości, wycinając i naciągając na ramę właściwy fragment płótna, skończony obraz.


Rytm jesieni


Pollock: "Ja jestem naturą".


Abstrakcje Pollocka widzę jako czyste malarstwo, mające swój początek bezpośrednio w umyśle twórcy, a nie w tym co ten zobaczył. To chyba właśnie dzięki temu ta sztuka ma możliwość trafienia bezpośrednio do zmysłów odbiorcy, bez pośrednictwa i pomocy w postaci znajomych motywów dociera wprost do świadomości widza.

Oczywiście, nie jest łatwo zachwycić się takim malarstwem, szczególnie przy pierwszym kontakcie. Są to obrazy, które mogą nas wręcz drażnić, zdenerwować… A może to jest niepokój budzący się dzięki pierwotności tej sztuki? Dzięki temu właśnie, że Pollock w niczym nam nie pomaga, niczego nie ułatwia, obraz dociera do sedna naszego odczuwania rzeczywistości, nie dając nam oparcia, rzuca umysł na głęboką wodę, prowokuje do myślenia. A nie każdy przecież ma w sobie tyle siły, by dać radę odebrać coś tak bezpośredniego.



Błękitne bieguny

Czy sztuka musi zachwycać? Myślę że nie, ona ma działać, nie pozostawiać obojętnym, budzić emocje.  I to wszystko, czego ja osobiście od sztuki oczekuję, znajduję właśnie w obrazach Jacksona Pollocka. Nie uważam tych obrazów za ładne, ale już piękno widzę w nich na pewno. Są jedyne w swoim rodzaju i, być może paradoksalnie, widzę w nich znacznie więcej pracy umysłowej niż w największych nawet dziełach sztuki figuratywnej. Są przemyślane i zmuszają do myślenia, pozwalając umysłowi oderwać się od rzeczywistości, pozwalają mu wydobyć sedno sztuki.


Zbieżność


Sztuka w swej idei ma być niepowtarzalna, jedyna w swoim rodzaju. Istnieją obrazy przypisywane największym malarzom w historii, nad którymi od lat znawcy głowią się czy to oryginał czy kopia. A czy da się skopiować, sfałszować Pollocka? To jest malarz niepowtarzalny, a nikt z tych, którzy mówią "każdy by tak potrafił", nigdy tego nie spróbował. W latach sześćdziesiątych pojawiły się próby fałszowania Pollocka. Okazało się jednak, że nikt nie ma wątpliwości, które obrazy są oryginalne, a które fałszywe…