Macierzyństwo

Matka z dzieckiem. Temat niby prosty… A jednak jeden z najtrudniejszych do pokazania. Bo przecież… Jak namalować temat tak nasycony emocjami, by nie wyszło banalnie, ckliwie… Bez wyrazu.

W czym tajemnica?

Chyba w tym, by malować subtelnie, dać matce należną jej intymność, by było tam miejsce i dla niej, i dla dziecka… Nie dla widza, bo ten powinien czuć więź między tamtą parą, chłonąć atmosferę… A sam… Może nawet powinien poczuć się trochę intruzem? W takim obrazie nie trzeba efektów, bo w macierzyństwie moc jest taka, że każdy wyda się wymuszonym, tanim oraz niepotrzebnym i zaniknie w obliczu takiego tematu.

A gdy artysta to zrozumie…

Wtedy właśnie zadziała spojrzenie i naturalność karmiącej Matki, niewymuszenie gestu, nieszukanie pozy. A obraz… Obraz stanowi jedynie ramę, w którą wbudowana jest sytuacja i w tym cała jego siła. I dlatego Wyspiański używa tak ograniczonej, ale jakże trafionej gamy. I piękny ten błękit, a szarość w zestawieniu ze skórą srebrem się staje.

Wyspiański MacierzyństwoStanisław Wyspiański – Macierzyństwo

I takie samo spojrzenie u Picassa, i też błękit, i też skóra… Tyle, że zamiast szarości zwiewne róże. Obraz inny całkiem, tak różne te kobiety, lecz mimo, że tak inne te dłonie, bo u Wyspiańskiego mocne, pewne, a u Picassa smukłe, delikatne, to takie same w tym dotyku jest uczucie.

Picasso Macierzyństwo
Pablo Picasso – Macierzyństwo

Matka potrzebuje oddechu, swojej przestrzeni, którą tak pięknie widać w kolejnym obrazie, gdzie arabeskowo wijące się linie jakby kreują dla niej i dziecka oddzielną rzeczywistość. Nieodparty urok tego obrazu tkwi znów w naturalności sytuacji, niewymuszeniu. Ona odwrócona tyłem, i ta wstążka, niesforny kosmyk włosów, czarujące są te szczegóły… Zaduma, myśl, czas stojący w miejscu. A kolor znów w ograniczonej palecie, szlachetny, bo szarość tła, skóra, nieśmiało pobłyskująca żółciami i błękitami pościel… Więcej nie trzeba.

Anna Maciąg Letnie przesilenie
Anna Maciąg – Letnie przesilenie (Wiosna – Lato)

Wpis irysowy

Były słoneczniki…
Czas na irysy.
Kwiaty secesyjne, ozdobne.
Zawsze wijące się, zawsze żyjące, nawet gdy ukazane w czerni i bieli.



Stanisław Wyspiański – Irysy; 1898; ozdobnik z czasopisma "Życie"


Od wielu lat zdobiące, zaskakujące, czasem schowane, niepozorne, jak w tym fragmencie Tryptyku Portinarich. Całość dzieła van der Goesa można zobaczyć tu.
Obraz w obrazie, prawda?



Hugo van der Goes – fragment Tryptyku Portinarich; ok 1475; olej, deska


Były słoneczniki Vincenta, niech i jego irysy się pojawią. Ponownie wybieram nie dwa bukiety irysów sportretowane przez van Gogha w wazonach, lecz te w naturze, żywe. Kształty, niemal nienaturalne w swej ozdobności, dla każdego kwiatu niepowtarzalne, tu właśnie, wśród innych roślin pokazują że takie właśnie są i takie być powinny, taka jest właśnie ich natura.



Vincent van Gogh – Irysy; 1889; 93×71; olej, płótno

I jeszcze…
Moja wersja irysów.

Seweryn Lipiński – Cerneseo Nowid; 2008; 32,5×22,5; pastel, papier

Z Wyspiańskim na krakowskich Plantach

Seweryn Lipiński


Nie trzeba być z Krakowa by wiedzieć, czym są tamtejsze Planty. Na miejscu starych murów obronnych i fosy początkowo powstało dzikie wysypisko, na którego miejscu w 1820 roku założono park, częściowo zniszczony w trakcie wojny, a po jej zakończeniu stopniowo odnawiany aż do dziś. Park dla dzisiejszych mieszkańców Krakowa może zwyczajny, jak wszystko, co widuje się niemal na co dzień, jest jednak parkiem magicznym, pełnym symboli. I nieważne, że Kraków jest miastem, w którym miejsc magicznych jest wiele, Planty na zawsze mają wśród nich zapewnioną swoją pozycję.

Stanisław Wyspiański malował Planty kilkukrotnie. Olejny obraz „Planty o świcie” powstał w roku 1894. Wyludniona, pusta bladym świtem aleja, w tle Wawel. Zamek jest ledwie widoczny, lecz swą niedostępnością i mglistą tajemniczością przyciąga wzrok, tym bardziej że ku niemu właśnie wzrok prowadzi kompozycja obrazu, perspektywicznie zbudowana szpalerami drzew. Na końcu alei widać latarnię, która kiedyś stała się źródłem pomyłki, obraz z jej powodu i ku zdziwieniu Wyspiańskiego został przez Towarzystwo Przyjaciół Sztuk Pięknych przemianowany na „Wawel o zmroku”.

Dzieło to jest jednym z nielicznych obrazów olejnych Wyspiańskiego, który po kilkukrotnym zatruciu farbami olejnymi odkrył dla siebie pastele. „Planty o świcie” są obrazem bardzo lekkim, wręcz świetlistym, kojarzącym się z twórczością Whistlera, mistrza pejzażu budowanego nastrojem. Bo to właśnie nastrój jest siłą tego obrazu, spokój i nostalgia z niego bijące odrealniają miejsce, budują plan dla historii kryjącej się w tym pejzażu, dają szansę wyobraźni, którą być może trudno uruchomić, gdy przebywa się na Plantach wśród ludzi, a Wawel jest pełen zwiedzających. A szkoda. Bo Królowie pochowani na Wawelu spacerują przed nami na obrazie Wyspiańskiego właśnie teraz, o świcie, gdy na Plantach jest pusto i cicho. Ożywa tu przed nami „poczet Królów-Duchów”, których w postaci witraży widział Wyspiański w katedrze wawelskiej, snuje się przed nami królewski pochód pośród bezlistnych drzew. Drzew zjawiskowych, linearnym rysunkiem oplatających przestrzeń, ożywiających ten pozornie martwy pejzaż. W liniach konarów widać pastelowe doświadczenie Wyspiańskiego, który potrafi w obrazie olejnym wykorzystać środki charakterystyczne dla rysunku, jednocześnie nie gubiąc jego spójności, za to wykorzystując siłę kreski, budzącą pejzaż do życia, dodającą treść ukrytą pod powierzchnią farby, podświadomie odczytywaną przez wrażliwego widza, pobudzającą jego wyobraźnię.

Drzewa te, symetrycznie obudowujące obraz mogą się też kojarzyć z kurtyną, rekwizytem bliskim Wyspiańskiemu, przecież nie tylko malarzowi, ale też, dla niektórych na pewno przede wszystkim, poecie i dramaturgowi. Kurtynę, która gdy przychodzi wieczór, pora dla niej właściwa, odsłania scenę i pozwala oczom widza zobaczyć to, co za nią ukryte, dusze Plant, ożywiając słomiane figury z „Wesela” widoczne na namalowanym pięć lat później pastelowym obrazie „Chochoły”. Te same pokręcone drzewa, jakże inne w ujęciu nokturnu, w niepokojącym blasku księżyca i latarni. Wciąż w tle majaczy Wawel, ledwie widoczny, bo tym razem to fantastyczny chocholi taniec jest głównym tematem obrazu. Nie królewska przeszłość jest już jego tematem, lecz przyszłość i teraźniejszość, chocholi taniec symbolizujący niemoc i marazm, po upływie ponad stu lat od powstania obrazu wciąż jakże aktualny.



Inne jest to spojrzenie na Planty, mroczne, lecz piękne. Barwy są tu zupełnie inne, jednak wciąż szlachetne. Wśród mocnych czerni i granatów błyskają biel i jasne błękity, budując piękny nokturn, obraz krakowskiej nocy. Nocy, którą można spotkać tylko w takim mieście jak Kraków, gdzie z wielusetletnią historią obcujemy na niemal każdym kroku, nawet w codziennym zgiełku dnia i życia powszedniego.

Stanisław Wyspiański nie był jedynym malarzem, który mierzył się z tym miejscem, namalowali je między innymi także Jan Stanisławski i Witold Wojtkiewicz. Jednak to Wyspiańskiemu udało się uwiecznić istotę Plant chyba najlepiej, mimo że to nie pejzaż, ale portret był najczęstszym tematem jego obrazów. A być może to jest właśnie powód? Bo jego pejzaż jest w istocie portretem pejzażu, portretem takim jak inne portrety jego autorstwa, nie powierzchownym, lecz odkrywającym dusze i charakter portretowanych, choćby tym portretowanym był… Z pozoru zwyczajny park.